Trucizny i odtrutki
amok - sok z jarzębiny
agresja - sok z agrestu
apatia - szczypta patosu
anergia - szczypta agawy
autodestrukcja - czarna woda destylowana
autoagresja - nalewka z agrestu
autyzm - napar z bluszczu
abulia - bulwa malin
bezsilność - ość słonia
bezbronność - nalewka z winogron
bezwartościowość - karton spożywczy
chłód emocjonalny - woda w proszku
chandra - koci smalec
cierpienie - szklana herbata
depresja - gałka muszkatołowa
dominacja - sok z ananasów
derealizacja - rabarbarowy lizak
depersonalizacja - lizak szczawiowy
egoizm - pręciki narcyza
fobia - strąki fasoli
furia - filet z rosomaka
groza - ambrozja
gniew - soczewica
histeria - świńska macica
hipokryzja - kryształ żółciowy
ignorancja - gorczyca różowa
introwersja - trotyl spożywczy
lęk - kalia biała
mania - szklanka powietrza
melancholia - pączki lawendy
marność - ość sarny
nieład - dzianina spożywcza
nienawiść - kiść igieł
nostalgia - pył księżycowy
niezdecydowanie - wazelina
niezdarność - ziarno żyta
niska samoocena - sum wąsaty
niskie poczucie własnej wartości - ość żyrafy
nieprzydatność - wata cukrowa
niezrozumienie - kozłek lekarski
obsesja - serwatka w proszku
obłęd - lep na muchy
odraza - zrazy w cieście
obrzydzenie - drylowane brzoskwinie
obniżenie afektu - kurz spod dywanu
otępienie - twaróg ziarnisty
ograniczenie - nalewka z piwonii
odosobnienie - nalewka z akacji
osamotnienie - nalewka z malwy
paranoja - poronione kocięta
panika - kanapka z likierem
pogarda - rogi osła
psychopatia - potrawka z patosu
przytłumienie - tłuczone ziemniaki
przytłoczenie - duszona kapusta
pycha - urodzinowy tort
podległość - oliwa z oliwek
rezygnacja - herbata z akacji
rozczarowanie - czarny bez
rozproszenie - proszek do pieczenia
strach - kolendra i kminek
szał - szałwia
samotność - suszone motylki
smutek - utarte borówki
unicestwienie - endywia
wzburzenie - strzepane jajka
wściekłość - bita śmietana
wstręt - tłuczone goździki
wyczerpanie - ciepłe mleko
zgorzknienie - czarna kawa
zagubienie - błonnik
zwątpienie - biały por
zamęt - czarna marchewka
zablokowanie - smażona kuropatwa
żal - zupa szczawiowa
sobota, 16 lipca 2016
piątek, 15 lipca 2016
Sen
Sen
Rozbierz mnie z ciała do snu
Myślą Cię ciepłą przykryję
Wzdłuż kręgosłupa zamek mam tu
błyskawiczny, tam sens się kryje,
więc zdejmij cielesne powłoki
co tak bardzo boją się burzy
zmęczenie nie cierpi zwłoki
noc nam błyska, a dzień się chmurzy
Chcesz mnie zobaczyć nago, bez kości?
Emocje z materii wyzwolone
nie pozwolą spać w sennej nicości,
póki wszystko nie będzie skończone,
więc to jest ręka, to zwie się noga?
Nie mogę pojąć tych dziwnych tworów.
Na siebie patrzę i zżera mnie trwoga
wypełzająca z wszystkich ciała porów.
Za ma mało zjadłem, za krótko spałem,
za dużo śniłem, zbyt wiele wziąłem.
Możesz mnie utulić, bo tam jest lepiej,
tam mniej ciężkie zdaje się być powietrze.
A woda nigdy nie zastyga w gardle,
bo nie ma już gardła.
Więc teraz patrz na mnie,
śpij ze mną,
patrz przeze mnie i za mnie,
śnij ze mną.
Weź jak ja - więcej.
Rozbierz mnie z ciała do snu
Myślą Cię ciepłą przykryję
Wzdłuż kręgosłupa zamek mam tu
błyskawiczny, tam sens się kryje,
więc zdejmij cielesne powłoki
co tak bardzo boją się burzy
zmęczenie nie cierpi zwłoki
noc nam błyska, a dzień się chmurzy
Chcesz mnie zobaczyć nago, bez kości?
Emocje z materii wyzwolone
nie pozwolą spać w sennej nicości,
póki wszystko nie będzie skończone,
więc to jest ręka, to zwie się noga?
Nie mogę pojąć tych dziwnych tworów.
Na siebie patrzę i zżera mnie trwoga
wypełzająca z wszystkich ciała porów.
Za ma mało zjadłem, za krótko spałem,
za dużo śniłem, zbyt wiele wziąłem.
Możesz mnie utulić, bo tam jest lepiej,
tam mniej ciężkie zdaje się być powietrze.
A woda nigdy nie zastyga w gardle,
bo nie ma już gardła.
Więc teraz patrz na mnie,
śpij ze mną,
patrz przeze mnie i za mnie,
śnij ze mną.
Weź jak ja - więcej.
czwartek, 14 lipca 2016
Li(f)e
Li(f)e
Patrzę na kolor, a to tylko światło.
Oglądam zegar, ale to nie czas.
Czuję ten dotyk, choć to tylko opór.
Słyszę wydźwięki, a to drganie fal.
Widzę swoją prawdę, a Ty moje kłamstwo.
Lecz dla mnie mój sen to jedyny sens.
Autentycznością kłamstwa się wykarmię,
nasycę umysł odnajdując cel.
Nie wierz nikomu, nie wierz niczemu.
Zaufanie - a jaki to ma kształt?
Widziałeś kwiaty. A widziałeś słowa?
Manifestacją umysłu ten stan.
Świat taki sam, świat jest niezmienny,
zmysłem poraża nas umysłu czar,
a ja się kręcę, nie wierzę w przestrzeń,
nie ma już nic, co rozdzieli nas.
Ja z naiwnością będę tutaj trwać,
aż Ty przybędziesz i z okowów snu
mnie wydobędziesz, lub zapadniesz ze mną
tutaj na zawsze, bez żadnego ''tu''.
Patrzę na kolor, a to tylko światło.
Oglądam zegar, ale to nie czas.
Czuję ten dotyk, choć to tylko opór.
Słyszę wydźwięki, a to drganie fal.
Widzę swoją prawdę, a Ty moje kłamstwo.
Lecz dla mnie mój sen to jedyny sens.
Autentycznością kłamstwa się wykarmię,
nasycę umysł odnajdując cel.
Nie wierz nikomu, nie wierz niczemu.
Zaufanie - a jaki to ma kształt?
Widziałeś kwiaty. A widziałeś słowa?
Manifestacją umysłu ten stan.
Świat taki sam, świat jest niezmienny,
zmysłem poraża nas umysłu czar,
a ja się kręcę, nie wierzę w przestrzeń,
nie ma już nic, co rozdzieli nas.
Ja z naiwnością będę tutaj trwać,
aż Ty przybędziesz i z okowów snu
mnie wydobędziesz, lub zapadniesz ze mną
tutaj na zawsze, bez żadnego ''tu''.
środa, 13 lipca 2016
Fantazja
Fantazja
Twarde kanty ma rzeczywistość,
kwaśną wodę i wyschnięty chleb.
Puste myśli od słowa do słowa
nie wyrażą już nigdy co chcesz.
Nic nie wypełni pustki.
Oblej twarde kanty,
niech zmiękną fantazją.
To czego nie ma, powstało
bo zbyt straszne jest to,
co jest.
Fantazja spowić nas powinna,
ona nasyci każdy głód.
Jest tą ucieczką, której pragniesz.
To diament wśród popiołów.
A my będziemy krzyczeć dalej,
by zmieniać, móc, krzyczeć i jeść.
Nie damy zabrać tej wolności,
jedyne co daje nam żyć.
I nawet jeśli to nieprawda,
to nikt już nie dba o nasz sens,
nie wiemy czy to sen czy jawa,
lecz tego będziem trzymać się.
Twarde kanty ma rzeczywistość,
kwaśną wodę i wyschnięty chleb.
Puste myśli od słowa do słowa
nie wyrażą już nigdy co chcesz.
Nic nie wypełni pustki.
Oblej twarde kanty,
niech zmiękną fantazją.
To czego nie ma, powstało
bo zbyt straszne jest to,
co jest.
Fantazja spowić nas powinna,
ona nasyci każdy głód.
Jest tą ucieczką, której pragniesz.
To diament wśród popiołów.
A my będziemy krzyczeć dalej,
by zmieniać, móc, krzyczeć i jeść.
Nie damy zabrać tej wolności,
jedyne co daje nam żyć.
I nawet jeśli to nieprawda,
to nikt już nie dba o nasz sens,
nie wiemy czy to sen czy jawa,
lecz tego będziem trzymać się.
wtorek, 12 lipca 2016
Lustro
Lustro
"-Chce mi się krzyczeć, boli czas i przestrzeń,
muszę się z tym zmagać, choć tak bardzo nie chcę.
Chce mi się wyć, boli ciało, duch,
gdy tylko wykonam choć najmniejszy ruch.
Chce mi się płakać, bo droga trudna,
prze-wyboista, długa i żmudna.
Chce mi się ryczeć, ja już nie umiem,
nie chcę się męczyć, i tak nie zrozumiem.
Boję się życia, ja tu nie pasuje,
za każdym potknięciem myśl, że wszystko psuje
zawsze i bezwzględnie, boję się siebie,
nie chcę być sobą, przytul do Ciebie..."
"-Narcyz co podgryza swe własne korzenie,
aktor co boi się światła na scenie,
osobnik mocno w emocjach rozchwiany
najbardziej się lęka, że będzie niechciany.
Nikt nie rozumie? Naucz się mówić,
miast gniewać się na świat i ciągle czubić.
Uczucia ważne? Powiedz co czujesz,
ale nie wierszem, co znowu rymujesz.
Przecież są słowa na ludzkie doznania,
czemu się boisz zwykłego nazwania?
Nie jesteś inny, nie jesteś wielki,
lecz silny jesteś, więc odgoń lęk wszelki."
"-Przytul i powiedz, że będzie lepiej,
daj mi wytchnienie, rozpuść mnie w cieple."
"-Nie obiecuję; za swoje starania
zaś odmienisz siebie i swoje doznania.
Wiem, że jest ciężko, wiem, że niełatwo,
lecz odnajdziesz w sobie te wewnętrzne światło.
Może i myślisz, że nie masz wartości,
więc spójrz w oczy-lustra swojej miłości."
"-Chce mi się krzyczeć, boli czas i przestrzeń,
muszę się z tym zmagać, choć tak bardzo nie chcę.
Chce mi się wyć, boli ciało, duch,
gdy tylko wykonam choć najmniejszy ruch.
Chce mi się płakać, bo droga trudna,
prze-wyboista, długa i żmudna.
Chce mi się ryczeć, ja już nie umiem,
nie chcę się męczyć, i tak nie zrozumiem.
Boję się życia, ja tu nie pasuje,
za każdym potknięciem myśl, że wszystko psuje
zawsze i bezwzględnie, boję się siebie,
nie chcę być sobą, przytul do Ciebie..."
"-Narcyz co podgryza swe własne korzenie,
aktor co boi się światła na scenie,
osobnik mocno w emocjach rozchwiany
najbardziej się lęka, że będzie niechciany.
Nikt nie rozumie? Naucz się mówić,
miast gniewać się na świat i ciągle czubić.
Uczucia ważne? Powiedz co czujesz,
ale nie wierszem, co znowu rymujesz.
Przecież są słowa na ludzkie doznania,
czemu się boisz zwykłego nazwania?
Nie jesteś inny, nie jesteś wielki,
lecz silny jesteś, więc odgoń lęk wszelki."
"-Przytul i powiedz, że będzie lepiej,
daj mi wytchnienie, rozpuść mnie w cieple."
"-Nie obiecuję; za swoje starania
zaś odmienisz siebie i swoje doznania.
Wiem, że jest ciężko, wiem, że niełatwo,
lecz odnajdziesz w sobie te wewnętrzne światło.
Może i myślisz, że nie masz wartości,
więc spójrz w oczy-lustra swojej miłości."
poniedziałek, 11 lipca 2016
Hipokryzja
Hipokryzja
Widzę zwierzęta na początku
ja nie zabiłem
mówi prawdę trzymając zakrwawione ostrze
to skomplikowane
powiedziała jedynka do zera
nie marnuj czasu w systemie binarnym!
ludzie są złożeni i wielowarstwowi
powiedział aparat gębowy
myśląc o zaściankach tkanek
hipokryzja, gdzie?
Bóg Cię kocha, chyba że jesteś...
tylko Bóg może dawać i zabierać życie
powiedział pracownik więzienia w sprawie aborcji
a teraz przepraszam, muszę wykonać wyrok śmierci
zabijamy ludzi, którzy zabijają ludzi,
bo zabijanie ludzi jest złe
Logika się uśmiechnęła i poszła za sklep,
nie powróci, huk wystrzału, strzeliła se w łeb.
Widzę zwierzęta na początku
ja nie zabiłem
mówi prawdę trzymając zakrwawione ostrze
to skomplikowane
powiedziała jedynka do zera
nie marnuj czasu w systemie binarnym!
ludzie są złożeni i wielowarstwowi
powiedział aparat gębowy
myśląc o zaściankach tkanek
hipokryzja, gdzie?
Bóg Cię kocha, chyba że jesteś...
tylko Bóg może dawać i zabierać życie
powiedział pracownik więzienia w sprawie aborcji
a teraz przepraszam, muszę wykonać wyrok śmierci
zabijamy ludzi, którzy zabijają ludzi,
bo zabijanie ludzi jest złe
Logika się uśmiechnęła i poszła za sklep,
nie powróci, huk wystrzału, strzeliła se w łeb.
niedziela, 10 lipca 2016
Inseminacja Alternatywna
Inseminacja Alternatywna
Mężczyzna pochylający się nade mną po raz kolejny zapytał ostro:
-Czy Ty zaczniesz wreszcie mówić?
-Spokojnie. Przecież wiesz, że jest po przejściach. - odezwała się spokojnym głosem kobieta siedząca za biurkiem. -Dlaczego nowi zawsze muszą być tacy narwani... - mruknęła pod nosem po czym napiła się kawy.
-Przecież psycholog z nim rozmawiał i powiedział, że jest już w stanie rozmawiać. - zaprotestował policjant opierając dłonie na blacie i patrząc mi głęboko w oczy.
-Znaleźliśmy go w pokoju pełnym krwi, obok półżywego, światowej klasy chirurga. - westchnęła. - I do tego dochodzi poronione dziecko, które nie wiadomo skąd tam się znalazło. W pobliżu nie było żadnej kobiety.
-Pół... półżywy? - zapytał ktoś. Uświadomiłem sobie, że to mój głos. Był dziwnie matowy I bezbarwny. Kobieta spojrzała na mnie przychylnym wzrokiem.
-Tak. Doktor Takanori żyje. Czy teraz może już pan złożyć zeznania? - zapytała policjantka głosem pełnym nadziei. -Nie spieszy nam się. Możesz mówić powoli, wszystko od początku.
-W porządku. - przełknąłem ślinę i zacząłem opowiadać historię mojej nietypowej miłości.
Takanori był moim partnerem od dwóch lat. Planowaliśmy się pobrać. On był światowej sławy chirurgiem, ja mało znaczącym dziennikarzem. Żyliśmy sobie spokojnie w naszym małym świecie pełnym nadziei, z planami na wszystko i z zapasem energii charakteryzującym osoby młode i pełne zapału. Od zawsze był ekscentrycznym człowiekiem, ludzie uważali go za dziwaka, ale ja wiedziałem jak wspaniałą osobą jest naprawdę. Pewnego wieczora leżeliśmy na trawie, na plecach wpatrując się w ciemniejące niebo, rozmawiając o naszej przyszłości.
-Chciałbyś mieć kiedyś dzieci, Yoshi? - zapytał swoim aksamitnym głosem. Odwrócił głowę w moją stronę i patrzył prosto na mnie wyczekując odpowiedzi.
-Chciałbym, bardzo. - odpowiedziałem spoglądając na niego spod oka. Zamyślił się.
-Zobaczymy co da się zrobić. - wyszeptał.
-Co masz na myśli? - nie odpowiedział. Czasami po prostu nie odpowiadał. Nauczyłem się wtedy, że mamy czas na milczenie.
W pracy nie powodziło mi się dobrze. Pewnego dnia zwolnili mnie. Wróciłem załamany do domu zastanawiając się jak zareaguje tak nieprzewidywalny człowiek jak on na taką informację. Zdjąłem krawat, usiadłem na łóżku, oparłem głowę o dłonie i głęboko westchnąłem. Takanori właśnie przechodził korytarzem.
-Coś się stało? - zapytał siadając koło mnie i obejmując mnie ramieniem.
-Zwolnili mnie. - odburknąłem. On uśmiechnął się szeroko.
-Cieszę się. Nie musisz póki co pracować, moje zarobki wystarczą nam na życie. - uśmiechnąłem się nieśmiało. -Za to przygotowałem dla nas coś wyjątkowego. Mam nadzieję, że ucieszy Cię ta wiadomość i z pewnością złagodzi Twój ból po utracie pracy. - spojrzałem na niego pytająco. - Jestem najlepszym chirurgiem zajmującym się transplantologią na świecie. - chciałem mu przerwać żeby nie był zbyt narcystyczny, ale uciszył mnie kładąc mi palec na wargi.
- Opracowałem sposób dzięki, któremu będziemy mogli mieć dziecko. Nasze własne dziecko, które Ty urodzisz. Zatkało mnie. Po chwili zacząłem się śmiać. Spojrzał na mnie oburzony.
-Mówię poważnie. Zabieg będzie polegał na wycięciu kilkudziesięciu centymetrów jelita cienkiego, umieszczeniu w jamie brzusznej macicy i skierowanie jej wylotu, który następnie połączy się z odbytem. Komórki jajowe zostały pobrane od anonimowej dawczyni, jej materiał genetyczny został zastąpiony swoim. Twoje komórki jajowe zostaną zaaplikowane w Twoją macicę przed przeszczepem. A później wystarczy, że Cię zapłodnię.
Nie mogłem uwierzyć w to, że dwa lata spędziłem z człowiekiem z zaburzeniami psychicznymi. Jakim cudem taki chory pomysł narodził się w jego chorej głowie? Nie potrafiłem tego zrozumieć. Wyrósł we mnie jeden wielki mętlik.
-Nie cieszysz się? - zapytał zdziwiony. -Pewnie jesteś w szoku, przy takich pozytywnych wieściach to dosyć częste.
-Nie zgadzam się na to. - wyszeptałem. Patrzał na mnie jakby kompletnie nie rozumiał odmowy. Nie docierało do niego, że powiedziałem ''nie''.
-Nie możesz. Przecież mnie kochasz. Przecież chcesz mieć dzieci. Ten eksperyment może być przełomowy. Setki par będą mogły mieć dzięki mojemu geniuszowi dzieci! - jego oczy płonęły dziwnym blaskiem.
-Kogoś kogo kochasz nazywasz eksperymentem...? - byłem coraz bardziej zszokowany jego zachowaniem. Miałem ochotę uciec stamtąd, od niego i tych wszystkich słów, jak najdalej.
- Wychodzę. Muszę ochłonąć. - podniosłem się i wyjąłem płaszcz z szafy.
-Nigdzie nie idziesz. - warknął, złapał mnie za rękę i odrzucił płaszcz. -Musisz się zgodzić. Musisz. - w jego głosie nieznoszącym sprzeciwu było słychać głęboki żal.
-Nie mogę. Nie rozumiesz? - patrzał na mnie jak zranione zwierzę po czym rzucił mnie na łóżko i błyskawicznie unieruchomił mnie siadając na mnie i przywiązując moje ręce do łóżka z precyzją... hm, chirurga. Próbowałem się bronić, ale byłem o wiele słabszy i nie chciałem go skrzywdzić. Następnie unieruchomił moje nogi.
-To dla Twojego dobra. Jeszcze mi podziękujesz. - rzucił wychodząc z pokoju.
-Takanori! Nie możesz robić tego wbrew mojej woli! - krzyknąłem rozpaczliwie szamocąc się. Po chwili wrócił trzymając w rękach małą ściereczkę. -Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. Kocham Cię. - wyszeptał składając pocałunek na moich wargach. Następnie przycisnął do moich ust szmatkę nasyconą chloroformem.
Obudził mnie biały, zimny blask szpitalnej lampy. Leżałem na łóżku w piwnicy, w której została zaaranżowana sala operacyjna. A więc jednak do tego doszło. Obok mnie, na krześle siedział Takanori czytając czasopismo medyczne. Zobaczył, że się obudziłem i uśmiechnął się do mnie przymilnie.
-Wszystko w porządku? -zapytał. -Jak się czujesz?
Nie odpowiedziałem. Wbiłem wzrok w ścianę. Wciąż nie docierał do mnie fakt tego, co zostało dokonane.
-Yoshi?
Milczałem.
Wychyliłem się poza łóżko i zwymiotowałem zawartość żołądka na podłogę.
-A więc twierdzi pan, że pana partner... wszczepił panu macicę? -zapytała zdezorientowana policjantka. Policjant milczał, najwyraźniej jemu jeszcze bardziej brakowało orientacji.
-Tak. -odpowiedziałem bez zastanowienia.
-Może teraz wyjaśni pan kwestię dziecka?
Oparłem łokcie na stole. Zasłoniłem oczy dłońmi i głęboko westchnąłem.
-Spokojnie. Dojdziemy do tego.
Przez kilka dni podczas których dochodziłem do siebie po zabiegu - nie odzywałem się do niego. Gdy byłem już zdolny samodzielnie poruszać się po pokoju bez jego pomocy zaczął zamykać drzwi piwnicy na klucz. Pewnego dnia nie wytrzymał wszechogarniającej nas ciszy i wybuchnął podczas gdy ja spokojnie jadłem śniadanie.
-Yoshi! -krzyknął przejęty. -Słyszysz mnie? -przytaknąłem. -Dlaczego się do mnie nie odzywasz? Przecież się kochamy. Chciałeś mieć ze mną dziecko. Dlaczego milczysz?! - zrobił się czerwony na twarzy. Chodził bezustannie po pokoju posapując nerwowo.
Cisza.
-Pewnie dlatego, że wbrew mojej woli dokonałeś na mnie nielegalnego zabiegu i przetrzymujesz mnie w piwnicy. - wyjaśniłem.
-Zaraz tam nielegalny. -prychnął.
Zaśmiał się. Zamilknął.
Cisza.
Rozpłakał się. -Przepraszam. Wybacz mi. Wiem, że z czasem zrozumiesz i zaakceptujesz mój wybór. I mi wybaczysz.
Położył głowę na moich kolanach. Patrzyłem w jego błękitne, niewinne oczy przypominające oczy szczeniaka, który bezwzględnie mnie kocha. Pogłaskałem go po policzku. Zamknął oczy. Uwielbiałem jego zapach. Pocałował mnie. Nie protestowałem. Kochałem go. W tamtym momencie tylko to było ważne, tylko to się liczyło. On, ja i uczucie. Nasze ciała i... cała reszta. Nie zaprotestowałem, gdy zaczął mnie rozbierać. Nie mogłem mu odmówić czegoś tak pięknego jak akt seksualny.
Nie mówiliśmy nic. To nie było potrzebne. Język ciała zdominował prymitywną mowę. Tego mi było trzeba. Wyzwolenia. Poczucia bezpieczeństwa i swobody. Kochaliśmy się w ciszy naszych przyspieszonych oddechów. Dwa tysiące lat temu dokonało się nietypowe zapłodnienie - niepokalane poczęcie. Teraz dokonało się kolejne nietypowe zapłodnienie - poczęcie maskulinizacyjne. Zapłodnienie mężczyzny.
Chłopak rozpłakał się.
-Potrzebujesz pomocy psychologa? - zapytała troskliwie kobieta. Chłopiec kiwnął głową.
-Po prostu chwilę odpoczynku. - wyjaśnił.
Para policjantów wyszła na zewnątrz.
Kobieta zapaliła papierosa.
-Myślisz, że blefuje? - zapytał policjant.
-Nie wiem. Wezwałam lekarza, żeby wykluczył ten scenariusz. - odparła. On prychnął.
-Przecież to nie może być prawda.
-Nie jestem pewna. Pracując w tym zawodzie można natrafić na różnych psychopatów. W jednej ze spraw lekarz schizofrenik przyszył swojej żonie dodatkowy komplet kończyn. Dla wybitnego chirurga wszycie w jamę brzuszną macicy raczej nie jest większym problemem.
-To straszne.
Cisza.
-Był przetrzymywany tam przez okres kilku miesięcy. Mógł zrobić mu pranie mózgu. Mógł go narkotyzować. Nie wiemy czy w tym, co mówi jest chociaż ziarno prawdy.
-Nie wygląda na człowieka, któremu podawano narkotyki. Obawiam się, że duża część tej historii może okazać się prawdą.
Kobieta zgasiła papierosa obcasem.
Po wejściu do gabinetu przesłuchań zastali chłopaka, który ze stoickim spokojem popijał herbatę z filiżanki.
-Możemy kontynuować? - zapytała kobieta rozsiewając wokół siebie zapach nikotyny.
Chłopiec zaciągnął się zapachem. Przytaknął.
Przez pierwsze trzy miesiące dużo wymiotowałem. Rana na brzuchu nie goiła się zbyt dobrze. Ogólnie rzecz biorąc, nie czułem się najlepiej. Czas zleciał nam w milczeniu. Zamknąłem się w sobie. Myślałem, że ta swoista bariera bierności cokolwiek zadziała. Nie mogłem bardziej się mylić. Czytałem bieżącą prasę, najnowsze powieści. Nareszcie miałem czas na spokój, odpoczynek i zrobienie wszystkiego, co zaległe. Po trzecim miesiącu coś się zmieniło. Zaczął podawać mi hormony. Męskie hormony.
Policjanta zaskoczona uniosła brwi.
-Zaraz, zaraz... Czy nie chodzi panu o żeńskie hormony? - spytała ostrożnie. -Brzmi to trochę absurdalnie...
- Już wyjaśniam. Wiem co mówię. - zapewniłem.
Gdy przygotowywał kolejny zastrzyk:
- Nie powinieneś podawać mi kobiecych hormonów? - zapytałem. Odłożył strzykawkę i spojrzał na mnie.
-Nie, dlaczego? - odpowiedział zdziwiony. -Myślałem, że macica i dziecko potrzebują estrogenów i progesteronu do prawidłowego funkcjonowania i rozwoju. - wyjaśniłem. Spojrzał na mnie jakby kompletnie nie rozumiał o czym mówię. Taka chwila irracjonalnego milczenia. Niezrozumienia.
-Nigdy nie chciałbym, żebyś był kobiecy. - wyszeptał. Pogłaskał mnie po ramieniu i podniósł strzykawkę. - Jesteś mężczyzną i za to Cię kocham. Gdyby nie zastrzyki stawałbyś się coraz bardziej kobiecy. Nie pozwolę na to. Kocham męskość. - wzniósł narzędzie do góry i upuścił kilka kropel roztworu w powietrze.
- Męskość jest jak gorący płomień i porywisty wiatr. Jak aktywność i dominacja. Jak biel, światło, siła, energia. - w jego oczach krył się nienaturalny blask, gdy wypowiadał te słowa. Wyglądał jak nawiedzony. Wbił się w moje ciało wypełniając mnie tym chemicznym ładunkiem męskości.
-Wiem co robię. Zaufaj mi. Wszystko jest tak, jak należy. - szeptał do mnie głaszcząc mnie po twarzy pokrytej kilkudniowym zarostem.
W drugim trymestrze byłem strasznie rozczulony i płaczliwy. Potrzebowałem opieki i czułości, które na szczęście miałem zapewnione. Godzinami potrafiłem rozmyślać o scenariuszach przyszłego życia z dzieckiem i dzielić się tymi spostrzeżeniami z Takanorim. Był szczęśliwy, że zaakceptowałem jego wybór i metody, wybaczyłem mu i wszystko co złe poszło w niepamięć ku czci słodkiej naiwności.
-Przecież przetrzymywał pana wbrew woli i dokonał na panu nilegalnego zabiegu, także wbrew woli! - zaprotestował policjant.
-Po kilku miesiącach argumentacji przemówił mi do rozsądku. - uśmiechnąłem się zamyślony. -Przecież nie zrobił nic złego. To wszystko dla naszego dobra.
Policjant podał kobiecie małą karteczkę z nabazgranym napisem: "mówiłem że pranie mózgu".
Kobieta zgięła karteczkę w dłoni.
-Proszę kontynuować opowieść. - uśmiechnęła się.
Wreszcie nadszedł czas pierwszego badania USG. Mieliśmy po raz pierwszy zobaczyć nasze dziecko i poznać jego płeć. Tego dnia nie czułem się zbyt dobrze. Miałem mdłości, a moja psychika także nie miała się najlepiej. Takanori uśmiechnął się do mnie swoim wyćwiczonym, lekarskim, pełnym zaufania i dającym bezpieczeństwo uśmiechem. Trzymał mnie za rękę. Leżąc na plecach nie widziałem własnego krocza - brzuch zasłaniał mi widok. Czułem się z tym faktem wyjątkowo nieswojo. Poczułem chłodny żel na powierzchni skóry.
-Gratuluję proszę pana. To zdrowa dziewczynka.
Spojrzałem na monitor i ujrzałem z pozoru bezkształtną masę, która tak naprawdę była tylko i wyłącznie pasożytem żyjącym w moim wnętrzu. Ogarnęło mnie obrzydzenie. Miałem ochotę to z siebie wyjąć. To nienaturalne. Bałem się. Zerwałem się z łóżka czując zawroty głowy i wyszedłem po mieszkania przez otwarte drzwi piwnicy.
-Yoshi! - krzyknął za mną. -Wracaj tutaj!
Pobiegłem do kuchni, złapałem za rękojeść największy nóż kuchenny - ten do mięsa i kości. Przystawiłem go sobie do brzucha. Poczułem lekkie pieczenie. Na podłodze znalazło się kilka kropelek krwi.
-Odłóż ten nóż! -warknął.
-Nie patrz na mnie. Jestem obrzydliwy. To nienaturalne. Muszę to zakończyć. - powiedziałem spokojnie. Niepewnie zacząłem ciąć skórę.
Takanori rzucił się na mnie, próbował wyrwać mi nóż. Krzyknął. Nóż odbił się z brzękiem po podłodze. Złapał mnie za ramiona, próbował mnie unieruchomić. Gryzłem i kopałem, ale nie mogłem nic zrobić, byłem za bardzo osłabiony, a on był w pełni sił. Otworzył kuchenną szufladę, wyciągnął strzykawkę i próbował wbić mi ją w ramię. Wierzgałem. W końcu poddałem się i odpłynąłem w lepką ciemność.
Po tym wydarzeniu, w trakcie trzeciego trymestru stałem się nerwowy, wredny, gadatliwy i marudny. Miałem apetyt na seks. Byłem agresywny i wulgarny. Chciałem dominować i być aktywny. Między nami trwała dziwna wojna. On mnie więził i pilnował, a ja próbowałem w dowolny sposób uszkodzić swój brzuch, ale pomimo tego wciąż byliśmy kochającą się parą. Kilka miesięcy w zamknięciu, spędzanie czasu tylko z nim, uzależnienie, zniewolenie, słuchanie wypowiadanych słów... mocno zadziałał na moją psychikę. Wiedziałem o tym, ale nie zamierzałem z tym nic robić. Cóż niby miałbym zrobić?
-Czyli naprawdę był pan w ciąży? - zapytał policjant z wybałuszonymi na wierzch oczyma.
Przytaknąłem. Mężczyzna zamilknął i zamknął usta.
-Może wyjaśnisz nam teraz dlaczego Takanori był nieprzytomny, a dziecko... - kobieta urwała zdanie jakby miała przez przypadek powiedzieć coś niestosownego. ''Martwe'' dokończyłem w myślach.
-Już wyjaśniam. To już blisko końca mojej historii.
Podczas gdy on był w pracy przeszukałem mój pokój, małą łazienkę i salę operacyjną - to wszystko znajdowało się teraz w naszej piwnicy. Znalazłem to, czego szukałem. Wyważyłem jedyną zamkniętą szafkę w pokoju szpitalnym. Cieszyłem się jak dziecko z cukierków obracając w rękach białe tabletki. Kilka mi nie zaszkodzi, za to niegodny twór, pasożyt, zginie. Popiłem sześć tabletek przeciwbólowych wodą i położyłem się do łóżka.
Po dwóch godzinach wrócił ze szpitala. Pomimo tego, że nie czułem bólu, wiedziałem, że coś jest ze mną nie tak. Czułem bardzo nieprzyjemne uczucia w obszarze całego tułowia. Takanori wszedł do pokoju i upuścił tacę z jedzeniem na podłogę. Pękające szkło pokaleczyło mu nogi pobrudzone drobinkami sałatki.
-Yoshi krwawisz! Co ty znowu zrobiłeś? - zapytał. Zdezorientowany spojrzał na pościel, która rzeczywiście była poplamiona krwią. Domyśliłem się skąd wydobywa się szkarłatny płyn i wcale mi się to nie podobało.
-Powiedz co zrobiłeś. - złapał mnie za gardło i spojrzał prosto w oczy.
-Wziąłem tabletki przeciwbólowe. - odpowiedziałem.
-Muszę Cię uśpić i zoperować. Na szczęście sprowadziłem inkubator. Uratuję naszą córeczkę. Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. - mówił przewożąc mnie na łóżku na kółkach do pokoju obok. Powtarzał jak w transie.
-Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. - Dopóki po raz kolejny nie odpłynąłem.
-Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi.
Po raz kolejny obudziłem się na sali operacyjnej. Bardzo bolał mnie brzuch. Najpierw poczułem zapach krwi, dopiero później oślepiające światło. Słyszałem łkającego Takanoriego. Spojrzałem w jego stronę. Postać wysokiego, muskularnego mężczyzny w lekarskim płaszczu była skulona na składanym krzesełku. Był umazany we krwi, która plamiła nawet jego rdzawobrązowe włosy z przedziałkiem na środku głowy. Kołysał się w przód i w tył trzymając w rękach małe, zakrwawione zawiniątko. Bardzo cicho mówił do naszej córeczki.
-Spokojnie maleńka. Niedługo do Ciebie dołączymy. Ja i tatuś. Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. - szeptał i dygotał.
Wstał. Krwawe szmaty spadły na podłogę. Trzymał na rękach sine ciałko drobnego noworodka z główką porośniętą gęstymi czarnymi włoskami posklejanymi krwią. Dziecko nie oddychało. Nie dawało żadnych znaków życia. Położył ją do łóżeczka i ucałował fioletową główkę. Spojrzał na mnie. Jego wzrok był pusty. Przygotowywał dla nas ostatnie dwa zastrzyki.
-Dla Ciebie mniejsza dawka, kochanie. Jesteś wycieńczony i wyczerpany. - powiedział melodyjnym głosem. -Zawsze warto mieć nadzieję. -dodał. Podszedł do mnie. Pogłaskał mnie po policzku i powiedział:
-Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. - po czym próbował zrobić mi zastrzyk. Błyskawicznie złapałem go za nadgarstek, wyrwałem igłę i przez przypadek wbiłem ją w niego. Szarpaliśmy się. Któryś z nas musiał nacisnąć tłok. Takanori upadł nieprzytomny na ziemię. Zrozpaczony rzuciłem się na podłogę. Świeże szwy nie przetrwały tego upadku. Doczołgałem się do telefonu i powstrzymując łzy wybrałem numer pogotowia ratunkowego.
Para policjantów patrzyła na mnie jakby zobaczyła ducha. Trwało to dłuższą chwilę. Kobieta odchrząknęła.
-Mniejsza dawka go nie zabiła. Wciąż leży nieprzytomny. To prawdopodobnie śpiączka. Być może kiedyś się obudzi. Wtedy czeka go proces. - wyjaśniła po cichu.
-Czy mogę go zobaczyć? - spytałem nieśmiało podnosząc wzrok. Spojrzała na mnie jak na wariata. Chyba rozumiała moje przywiązanie, ponieważ powoli kiwnęła głową.
Zaprowadziła mnie do sali, w której leżał. Stanęła w drzwiach.
-Dlaczego? - zapytała po prostu.
-Wciąż go kocham. -uśmiechnąłem się patrząc jej prosto w oczy.
Chłopiec siedział tuż obok szpitalnego łóżka i trzymał mężczyznę za rękę.
Pochylił się nad nim i wyszeptał mu do ucha:
-Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. - pocałował go.
-A jak już się obudzisz... - zastanowił się.
-...to zrobimy sobie następne.
Mężczyzna pochylający się nade mną po raz kolejny zapytał ostro:
-Czy Ty zaczniesz wreszcie mówić?
-Spokojnie. Przecież wiesz, że jest po przejściach. - odezwała się spokojnym głosem kobieta siedząca za biurkiem. -Dlaczego nowi zawsze muszą być tacy narwani... - mruknęła pod nosem po czym napiła się kawy.
-Przecież psycholog z nim rozmawiał i powiedział, że jest już w stanie rozmawiać. - zaprotestował policjant opierając dłonie na blacie i patrząc mi głęboko w oczy.
-Znaleźliśmy go w pokoju pełnym krwi, obok półżywego, światowej klasy chirurga. - westchnęła. - I do tego dochodzi poronione dziecko, które nie wiadomo skąd tam się znalazło. W pobliżu nie było żadnej kobiety.
-Pół... półżywy? - zapytał ktoś. Uświadomiłem sobie, że to mój głos. Był dziwnie matowy I bezbarwny. Kobieta spojrzała na mnie przychylnym wzrokiem.
-Tak. Doktor Takanori żyje. Czy teraz może już pan złożyć zeznania? - zapytała policjantka głosem pełnym nadziei. -Nie spieszy nam się. Możesz mówić powoli, wszystko od początku.
-W porządku. - przełknąłem ślinę i zacząłem opowiadać historię mojej nietypowej miłości.
Takanori był moim partnerem od dwóch lat. Planowaliśmy się pobrać. On był światowej sławy chirurgiem, ja mało znaczącym dziennikarzem. Żyliśmy sobie spokojnie w naszym małym świecie pełnym nadziei, z planami na wszystko i z zapasem energii charakteryzującym osoby młode i pełne zapału. Od zawsze był ekscentrycznym człowiekiem, ludzie uważali go za dziwaka, ale ja wiedziałem jak wspaniałą osobą jest naprawdę. Pewnego wieczora leżeliśmy na trawie, na plecach wpatrując się w ciemniejące niebo, rozmawiając o naszej przyszłości.
-Chciałbyś mieć kiedyś dzieci, Yoshi? - zapytał swoim aksamitnym głosem. Odwrócił głowę w moją stronę i patrzył prosto na mnie wyczekując odpowiedzi.
-Chciałbym, bardzo. - odpowiedziałem spoglądając na niego spod oka. Zamyślił się.
-Zobaczymy co da się zrobić. - wyszeptał.
-Co masz na myśli? - nie odpowiedział. Czasami po prostu nie odpowiadał. Nauczyłem się wtedy, że mamy czas na milczenie.
W pracy nie powodziło mi się dobrze. Pewnego dnia zwolnili mnie. Wróciłem załamany do domu zastanawiając się jak zareaguje tak nieprzewidywalny człowiek jak on na taką informację. Zdjąłem krawat, usiadłem na łóżku, oparłem głowę o dłonie i głęboko westchnąłem. Takanori właśnie przechodził korytarzem.
-Coś się stało? - zapytał siadając koło mnie i obejmując mnie ramieniem.
-Zwolnili mnie. - odburknąłem. On uśmiechnął się szeroko.
-Cieszę się. Nie musisz póki co pracować, moje zarobki wystarczą nam na życie. - uśmiechnąłem się nieśmiało. -Za to przygotowałem dla nas coś wyjątkowego. Mam nadzieję, że ucieszy Cię ta wiadomość i z pewnością złagodzi Twój ból po utracie pracy. - spojrzałem na niego pytająco. - Jestem najlepszym chirurgiem zajmującym się transplantologią na świecie. - chciałem mu przerwać żeby nie był zbyt narcystyczny, ale uciszył mnie kładąc mi palec na wargi.
- Opracowałem sposób dzięki, któremu będziemy mogli mieć dziecko. Nasze własne dziecko, które Ty urodzisz. Zatkało mnie. Po chwili zacząłem się śmiać. Spojrzał na mnie oburzony.
-Mówię poważnie. Zabieg będzie polegał na wycięciu kilkudziesięciu centymetrów jelita cienkiego, umieszczeniu w jamie brzusznej macicy i skierowanie jej wylotu, który następnie połączy się z odbytem. Komórki jajowe zostały pobrane od anonimowej dawczyni, jej materiał genetyczny został zastąpiony swoim. Twoje komórki jajowe zostaną zaaplikowane w Twoją macicę przed przeszczepem. A później wystarczy, że Cię zapłodnię.
Nie mogłem uwierzyć w to, że dwa lata spędziłem z człowiekiem z zaburzeniami psychicznymi. Jakim cudem taki chory pomysł narodził się w jego chorej głowie? Nie potrafiłem tego zrozumieć. Wyrósł we mnie jeden wielki mętlik.
-Nie cieszysz się? - zapytał zdziwiony. -Pewnie jesteś w szoku, przy takich pozytywnych wieściach to dosyć częste.
-Nie zgadzam się na to. - wyszeptałem. Patrzał na mnie jakby kompletnie nie rozumiał odmowy. Nie docierało do niego, że powiedziałem ''nie''.
-Nie możesz. Przecież mnie kochasz. Przecież chcesz mieć dzieci. Ten eksperyment może być przełomowy. Setki par będą mogły mieć dzięki mojemu geniuszowi dzieci! - jego oczy płonęły dziwnym blaskiem.
-Kogoś kogo kochasz nazywasz eksperymentem...? - byłem coraz bardziej zszokowany jego zachowaniem. Miałem ochotę uciec stamtąd, od niego i tych wszystkich słów, jak najdalej.
- Wychodzę. Muszę ochłonąć. - podniosłem się i wyjąłem płaszcz z szafy.
-Nigdzie nie idziesz. - warknął, złapał mnie za rękę i odrzucił płaszcz. -Musisz się zgodzić. Musisz. - w jego głosie nieznoszącym sprzeciwu było słychać głęboki żal.
-Nie mogę. Nie rozumiesz? - patrzał na mnie jak zranione zwierzę po czym rzucił mnie na łóżko i błyskawicznie unieruchomił mnie siadając na mnie i przywiązując moje ręce do łóżka z precyzją... hm, chirurga. Próbowałem się bronić, ale byłem o wiele słabszy i nie chciałem go skrzywdzić. Następnie unieruchomił moje nogi.
-To dla Twojego dobra. Jeszcze mi podziękujesz. - rzucił wychodząc z pokoju.
-Takanori! Nie możesz robić tego wbrew mojej woli! - krzyknąłem rozpaczliwie szamocąc się. Po chwili wrócił trzymając w rękach małą ściereczkę. -Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. Kocham Cię. - wyszeptał składając pocałunek na moich wargach. Następnie przycisnął do moich ust szmatkę nasyconą chloroformem.
Obudził mnie biały, zimny blask szpitalnej lampy. Leżałem na łóżku w piwnicy, w której została zaaranżowana sala operacyjna. A więc jednak do tego doszło. Obok mnie, na krześle siedział Takanori czytając czasopismo medyczne. Zobaczył, że się obudziłem i uśmiechnął się do mnie przymilnie.
-Wszystko w porządku? -zapytał. -Jak się czujesz?
Nie odpowiedziałem. Wbiłem wzrok w ścianę. Wciąż nie docierał do mnie fakt tego, co zostało dokonane.
-Yoshi?
Milczałem.
Wychyliłem się poza łóżko i zwymiotowałem zawartość żołądka na podłogę.
-A więc twierdzi pan, że pana partner... wszczepił panu macicę? -zapytała zdezorientowana policjantka. Policjant milczał, najwyraźniej jemu jeszcze bardziej brakowało orientacji.
-Tak. -odpowiedziałem bez zastanowienia.
-Może teraz wyjaśni pan kwestię dziecka?
Oparłem łokcie na stole. Zasłoniłem oczy dłońmi i głęboko westchnąłem.
-Spokojnie. Dojdziemy do tego.
Przez kilka dni podczas których dochodziłem do siebie po zabiegu - nie odzywałem się do niego. Gdy byłem już zdolny samodzielnie poruszać się po pokoju bez jego pomocy zaczął zamykać drzwi piwnicy na klucz. Pewnego dnia nie wytrzymał wszechogarniającej nas ciszy i wybuchnął podczas gdy ja spokojnie jadłem śniadanie.
-Yoshi! -krzyknął przejęty. -Słyszysz mnie? -przytaknąłem. -Dlaczego się do mnie nie odzywasz? Przecież się kochamy. Chciałeś mieć ze mną dziecko. Dlaczego milczysz?! - zrobił się czerwony na twarzy. Chodził bezustannie po pokoju posapując nerwowo.
Cisza.
-Pewnie dlatego, że wbrew mojej woli dokonałeś na mnie nielegalnego zabiegu i przetrzymujesz mnie w piwnicy. - wyjaśniłem.
-Zaraz tam nielegalny. -prychnął.
Zaśmiał się. Zamilknął.
Cisza.
Rozpłakał się. -Przepraszam. Wybacz mi. Wiem, że z czasem zrozumiesz i zaakceptujesz mój wybór. I mi wybaczysz.
Położył głowę na moich kolanach. Patrzyłem w jego błękitne, niewinne oczy przypominające oczy szczeniaka, który bezwzględnie mnie kocha. Pogłaskałem go po policzku. Zamknął oczy. Uwielbiałem jego zapach. Pocałował mnie. Nie protestowałem. Kochałem go. W tamtym momencie tylko to było ważne, tylko to się liczyło. On, ja i uczucie. Nasze ciała i... cała reszta. Nie zaprotestowałem, gdy zaczął mnie rozbierać. Nie mogłem mu odmówić czegoś tak pięknego jak akt seksualny.
Nie mówiliśmy nic. To nie było potrzebne. Język ciała zdominował prymitywną mowę. Tego mi było trzeba. Wyzwolenia. Poczucia bezpieczeństwa i swobody. Kochaliśmy się w ciszy naszych przyspieszonych oddechów. Dwa tysiące lat temu dokonało się nietypowe zapłodnienie - niepokalane poczęcie. Teraz dokonało się kolejne nietypowe zapłodnienie - poczęcie maskulinizacyjne. Zapłodnienie mężczyzny.
Chłopak rozpłakał się.
-Potrzebujesz pomocy psychologa? - zapytała troskliwie kobieta. Chłopiec kiwnął głową.
-Po prostu chwilę odpoczynku. - wyjaśnił.
Para policjantów wyszła na zewnątrz.
Kobieta zapaliła papierosa.
-Myślisz, że blefuje? - zapytał policjant.
-Nie wiem. Wezwałam lekarza, żeby wykluczył ten scenariusz. - odparła. On prychnął.
-Przecież to nie może być prawda.
-Nie jestem pewna. Pracując w tym zawodzie można natrafić na różnych psychopatów. W jednej ze spraw lekarz schizofrenik przyszył swojej żonie dodatkowy komplet kończyn. Dla wybitnego chirurga wszycie w jamę brzuszną macicy raczej nie jest większym problemem.
-To straszne.
Cisza.
-Był przetrzymywany tam przez okres kilku miesięcy. Mógł zrobić mu pranie mózgu. Mógł go narkotyzować. Nie wiemy czy w tym, co mówi jest chociaż ziarno prawdy.
-Nie wygląda na człowieka, któremu podawano narkotyki. Obawiam się, że duża część tej historii może okazać się prawdą.
Kobieta zgasiła papierosa obcasem.
Po wejściu do gabinetu przesłuchań zastali chłopaka, który ze stoickim spokojem popijał herbatę z filiżanki.
-Możemy kontynuować? - zapytała kobieta rozsiewając wokół siebie zapach nikotyny.
Chłopiec zaciągnął się zapachem. Przytaknął.
Przez pierwsze trzy miesiące dużo wymiotowałem. Rana na brzuchu nie goiła się zbyt dobrze. Ogólnie rzecz biorąc, nie czułem się najlepiej. Czas zleciał nam w milczeniu. Zamknąłem się w sobie. Myślałem, że ta swoista bariera bierności cokolwiek zadziała. Nie mogłem bardziej się mylić. Czytałem bieżącą prasę, najnowsze powieści. Nareszcie miałem czas na spokój, odpoczynek i zrobienie wszystkiego, co zaległe. Po trzecim miesiącu coś się zmieniło. Zaczął podawać mi hormony. Męskie hormony.
Policjanta zaskoczona uniosła brwi.
-Zaraz, zaraz... Czy nie chodzi panu o żeńskie hormony? - spytała ostrożnie. -Brzmi to trochę absurdalnie...
- Już wyjaśniam. Wiem co mówię. - zapewniłem.
Gdy przygotowywał kolejny zastrzyk:
- Nie powinieneś podawać mi kobiecych hormonów? - zapytałem. Odłożył strzykawkę i spojrzał na mnie.
-Nie, dlaczego? - odpowiedział zdziwiony. -Myślałem, że macica i dziecko potrzebują estrogenów i progesteronu do prawidłowego funkcjonowania i rozwoju. - wyjaśniłem. Spojrzał na mnie jakby kompletnie nie rozumiał o czym mówię. Taka chwila irracjonalnego milczenia. Niezrozumienia.
-Nigdy nie chciałbym, żebyś był kobiecy. - wyszeptał. Pogłaskał mnie po ramieniu i podniósł strzykawkę. - Jesteś mężczyzną i za to Cię kocham. Gdyby nie zastrzyki stawałbyś się coraz bardziej kobiecy. Nie pozwolę na to. Kocham męskość. - wzniósł narzędzie do góry i upuścił kilka kropel roztworu w powietrze.
- Męskość jest jak gorący płomień i porywisty wiatr. Jak aktywność i dominacja. Jak biel, światło, siła, energia. - w jego oczach krył się nienaturalny blask, gdy wypowiadał te słowa. Wyglądał jak nawiedzony. Wbił się w moje ciało wypełniając mnie tym chemicznym ładunkiem męskości.
-Wiem co robię. Zaufaj mi. Wszystko jest tak, jak należy. - szeptał do mnie głaszcząc mnie po twarzy pokrytej kilkudniowym zarostem.
W drugim trymestrze byłem strasznie rozczulony i płaczliwy. Potrzebowałem opieki i czułości, które na szczęście miałem zapewnione. Godzinami potrafiłem rozmyślać o scenariuszach przyszłego życia z dzieckiem i dzielić się tymi spostrzeżeniami z Takanorim. Był szczęśliwy, że zaakceptowałem jego wybór i metody, wybaczyłem mu i wszystko co złe poszło w niepamięć ku czci słodkiej naiwności.
-Przecież przetrzymywał pana wbrew woli i dokonał na panu nilegalnego zabiegu, także wbrew woli! - zaprotestował policjant.
-Po kilku miesiącach argumentacji przemówił mi do rozsądku. - uśmiechnąłem się zamyślony. -Przecież nie zrobił nic złego. To wszystko dla naszego dobra.
Policjant podał kobiecie małą karteczkę z nabazgranym napisem: "mówiłem że pranie mózgu".
Kobieta zgięła karteczkę w dłoni.
-Proszę kontynuować opowieść. - uśmiechnęła się.
Wreszcie nadszedł czas pierwszego badania USG. Mieliśmy po raz pierwszy zobaczyć nasze dziecko i poznać jego płeć. Tego dnia nie czułem się zbyt dobrze. Miałem mdłości, a moja psychika także nie miała się najlepiej. Takanori uśmiechnął się do mnie swoim wyćwiczonym, lekarskim, pełnym zaufania i dającym bezpieczeństwo uśmiechem. Trzymał mnie za rękę. Leżąc na plecach nie widziałem własnego krocza - brzuch zasłaniał mi widok. Czułem się z tym faktem wyjątkowo nieswojo. Poczułem chłodny żel na powierzchni skóry.
-Gratuluję proszę pana. To zdrowa dziewczynka.
Spojrzałem na monitor i ujrzałem z pozoru bezkształtną masę, która tak naprawdę była tylko i wyłącznie pasożytem żyjącym w moim wnętrzu. Ogarnęło mnie obrzydzenie. Miałem ochotę to z siebie wyjąć. To nienaturalne. Bałem się. Zerwałem się z łóżka czując zawroty głowy i wyszedłem po mieszkania przez otwarte drzwi piwnicy.
-Yoshi! - krzyknął za mną. -Wracaj tutaj!
Pobiegłem do kuchni, złapałem za rękojeść największy nóż kuchenny - ten do mięsa i kości. Przystawiłem go sobie do brzucha. Poczułem lekkie pieczenie. Na podłodze znalazło się kilka kropelek krwi.
-Odłóż ten nóż! -warknął.
-Nie patrz na mnie. Jestem obrzydliwy. To nienaturalne. Muszę to zakończyć. - powiedziałem spokojnie. Niepewnie zacząłem ciąć skórę.
Takanori rzucił się na mnie, próbował wyrwać mi nóż. Krzyknął. Nóż odbił się z brzękiem po podłodze. Złapał mnie za ramiona, próbował mnie unieruchomić. Gryzłem i kopałem, ale nie mogłem nic zrobić, byłem za bardzo osłabiony, a on był w pełni sił. Otworzył kuchenną szufladę, wyciągnął strzykawkę i próbował wbić mi ją w ramię. Wierzgałem. W końcu poddałem się i odpłynąłem w lepką ciemność.
Po tym wydarzeniu, w trakcie trzeciego trymestru stałem się nerwowy, wredny, gadatliwy i marudny. Miałem apetyt na seks. Byłem agresywny i wulgarny. Chciałem dominować i być aktywny. Między nami trwała dziwna wojna. On mnie więził i pilnował, a ja próbowałem w dowolny sposób uszkodzić swój brzuch, ale pomimo tego wciąż byliśmy kochającą się parą. Kilka miesięcy w zamknięciu, spędzanie czasu tylko z nim, uzależnienie, zniewolenie, słuchanie wypowiadanych słów... mocno zadziałał na moją psychikę. Wiedziałem o tym, ale nie zamierzałem z tym nic robić. Cóż niby miałbym zrobić?
-Czyli naprawdę był pan w ciąży? - zapytał policjant z wybałuszonymi na wierzch oczyma.
Przytaknąłem. Mężczyzna zamilknął i zamknął usta.
-Może wyjaśnisz nam teraz dlaczego Takanori był nieprzytomny, a dziecko... - kobieta urwała zdanie jakby miała przez przypadek powiedzieć coś niestosownego. ''Martwe'' dokończyłem w myślach.
-Już wyjaśniam. To już blisko końca mojej historii.
Podczas gdy on był w pracy przeszukałem mój pokój, małą łazienkę i salę operacyjną - to wszystko znajdowało się teraz w naszej piwnicy. Znalazłem to, czego szukałem. Wyważyłem jedyną zamkniętą szafkę w pokoju szpitalnym. Cieszyłem się jak dziecko z cukierków obracając w rękach białe tabletki. Kilka mi nie zaszkodzi, za to niegodny twór, pasożyt, zginie. Popiłem sześć tabletek przeciwbólowych wodą i położyłem się do łóżka.
Po dwóch godzinach wrócił ze szpitala. Pomimo tego, że nie czułem bólu, wiedziałem, że coś jest ze mną nie tak. Czułem bardzo nieprzyjemne uczucia w obszarze całego tułowia. Takanori wszedł do pokoju i upuścił tacę z jedzeniem na podłogę. Pękające szkło pokaleczyło mu nogi pobrudzone drobinkami sałatki.
-Yoshi krwawisz! Co ty znowu zrobiłeś? - zapytał. Zdezorientowany spojrzał na pościel, która rzeczywiście była poplamiona krwią. Domyśliłem się skąd wydobywa się szkarłatny płyn i wcale mi się to nie podobało.
-Powiedz co zrobiłeś. - złapał mnie za gardło i spojrzał prosto w oczy.
-Wziąłem tabletki przeciwbólowe. - odpowiedziałem.
-Muszę Cię uśpić i zoperować. Na szczęście sprowadziłem inkubator. Uratuję naszą córeczkę. Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. - mówił przewożąc mnie na łóżku na kółkach do pokoju obok. Powtarzał jak w transie.
-Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. - Dopóki po raz kolejny nie odpłynąłem.
-Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi.
Po raz kolejny obudziłem się na sali operacyjnej. Bardzo bolał mnie brzuch. Najpierw poczułem zapach krwi, dopiero później oślepiające światło. Słyszałem łkającego Takanoriego. Spojrzałem w jego stronę. Postać wysokiego, muskularnego mężczyzny w lekarskim płaszczu była skulona na składanym krzesełku. Był umazany we krwi, która plamiła nawet jego rdzawobrązowe włosy z przedziałkiem na środku głowy. Kołysał się w przód i w tył trzymając w rękach małe, zakrwawione zawiniątko. Bardzo cicho mówił do naszej córeczki.
-Spokojnie maleńka. Niedługo do Ciebie dołączymy. Ja i tatuś. Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. - szeptał i dygotał.
Wstał. Krwawe szmaty spadły na podłogę. Trzymał na rękach sine ciałko drobnego noworodka z główką porośniętą gęstymi czarnymi włoskami posklejanymi krwią. Dziecko nie oddychało. Nie dawało żadnych znaków życia. Położył ją do łóżeczka i ucałował fioletową główkę. Spojrzał na mnie. Jego wzrok był pusty. Przygotowywał dla nas ostatnie dwa zastrzyki.
-Dla Ciebie mniejsza dawka, kochanie. Jesteś wycieńczony i wyczerpany. - powiedział melodyjnym głosem. -Zawsze warto mieć nadzieję. -dodał. Podszedł do mnie. Pogłaskał mnie po policzku i powiedział:
-Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. - po czym próbował zrobić mi zastrzyk. Błyskawicznie złapałem go za nadgarstek, wyrwałem igłę i przez przypadek wbiłem ją w niego. Szarpaliśmy się. Któryś z nas musiał nacisnąć tłok. Takanori upadł nieprzytomny na ziemię. Zrozpaczony rzuciłem się na podłogę. Świeże szwy nie przetrwały tego upadku. Doczołgałem się do telefonu i powstrzymując łzy wybrałem numer pogotowia ratunkowego.
Para policjantów patrzyła na mnie jakby zobaczyła ducha. Trwało to dłuższą chwilę. Kobieta odchrząknęła.
-Mniejsza dawka go nie zabiła. Wciąż leży nieprzytomny. To prawdopodobnie śpiączka. Być może kiedyś się obudzi. Wtedy czeka go proces. - wyjaśniła po cichu.
-Czy mogę go zobaczyć? - spytałem nieśmiało podnosząc wzrok. Spojrzała na mnie jak na wariata. Chyba rozumiała moje przywiązanie, ponieważ powoli kiwnęła głową.
Zaprowadziła mnie do sali, w której leżał. Stanęła w drzwiach.
-Dlaczego? - zapytała po prostu.
-Wciąż go kocham. -uśmiechnąłem się patrząc jej prosto w oczy.
Chłopiec siedział tuż obok szpitalnego łóżka i trzymał mężczyznę za rękę.
Pochylił się nad nim i wyszeptał mu do ucha:
-Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. - pocałował go.
-A jak już się obudzisz... - zastanowił się.
-...to zrobimy sobie następne.
Subskrybuj:
Posty (Atom)