Czarne światło
Trochę, tak jakby się ukrywam, za nieśmiałą powłoką emocji.
Prawdziwe życie to coś nieco zgoła innego. Witamy w rzeczywistości.
Nie wypaliłem się, odrobinkę przygasłem, zrobiłem się chłodny.
Może to woda w proszku przyprószyła moje drobne serce?
To krew od światła rozbłysła, z karmazynowej w kandyzowaną.
I od teraz chciałbym pachnieć świeżą pomarańczą.
Kropelka gęstego syropu z Twojego owocu nie ukoi moich zmysłów.
Rozedrgane głosy płyną spokojnie ganiając się z echem.
Tak bardzo nie rozumiem słonecznego ciepła i grzania się futra.
Nakarmię Cię chłodem, zamienię moją niedoskonałość w ozdobę.
Przebiorę się w Twoją skórę, nie zapomnisz, nie oddalisz.
Będziemy się rozrywać aż do krańca piany z morskiej fali.
Nie bójmy się pustych, pękających luster.
Czarne światło niech nam nie zasłania źrenic.
Niech nasz ból się nie boi. Ból się nas boi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz