Dwadzieścia
ja jestem ziarnko piasku,
spróbuj mnie rozgryźć, a poczujesz zgrzyt,
słyszysz łamanie kości,
a może to tylko mój krzyk?
ja jestem solą w Twoim oku,
koniecznym składnikiem łez,
zawsze będę u Twego boku,
noc i dzień. życie i śmierć.
dwadzieścia razy do roku,
sztylet w pierś, połknij sny,
nie wierz już w te lepszą przyszłość,
nie nadejdzie, nie przyjdzie nic.
więc proszę nie rań mnie,
nie mów, że czujesz coś.
każdy sympatii gest
wwierca się we mnie na wskroś
nie tul bo boli, nie mów bo rani,
też nie dotykaj, bo parzy.
póki nie będzie wszystko stabilne,
muszę swe uczucia zabić.
nie spalę słów, rzuconych na wiatr,
zachowam w sercu i nie zapomnę,
gdy z innym w rozkosz oddasz się,
ja wtedy wspomnień tych dotknę.
nie mogę przestać, zaklęty krąg,
chcę się wydostać, zabierz mnie stąd,
życie mi chyba wypada z rąk,
niech się rozsypie, ratując wciąż.
nie pozwól im mówić o teraz,
ja nie chce już myśleć i śnić,
chcę w Twoich się ustach zapomnieć.
i tam trwać, bo tak nie da się żyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz