Białe niebo
Niebo nam chyba dzisiaj zamarzło, bez ani jednej kropli wody nic nie jest w stanie rozproszyć błękitu ze światła.
Albo błękit po prostu spłynął w ocean, lub zszedł się karmić na pastwiskach. On też był głodny.
Niebo jest w kolorze bieli. W odcieniu niezapoconej pościeli, w której i tak jest zimno, i obrasta się w szare paznokcie.
Nie, wcale nie jestem głodny. Tylko, gdy się zdenerwuję to pragnienie się wzmaga, może białego mleka?
I wcale nie potrzebuję cudzego ciepła. Nawet jeżeli chcę, to nie chcę chcieć. Palone wapno niech mnie grzeje.
I zamiast cudzych żeber, szczebelki bielonego kaloryfera. Miast ubrań cudzych, w skórze własnej. Zbyt ciasno.
Uczesać włosy, jestem instrumentem własnym, palce zębami grzebienia, zęby zgliszczami blasku.
Nieogolona linia szczęki, mięta i tosty na drewnie, szorstkość codzienności, lubię te błahe wieczory.
Gdy dźwięk daje zastrzyk dopaminy, a melatonina spływa sprawiając, że spadam, poniżej głębi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz