Biel
przezroczysta woda, nienawiści krzyk
jest zrodzony z dymu, zimny ogień znikł
bandaże z ciemności niech pokryją twarz
niech cukrem zasypie mnie mój błogi sen
pierzastą chmurą otulę się
wchłonę każdy kęs twojego oddechu
i biały ślepy głuchy kot
zaśpiewa nam coś cichego do snu
perełki łez cicho spadną w dół
po granitowych schodach moich stóp
białą alicją jestem w moim śnie
bez żadnej liczby, kto policzy mnie
śnieżne mam rzęsy, rozbiję się w puch
przy każdym dotyku porcelany trzask
jeśli się boisz czemu jesteś tu
uciekaj prędko zanim przyjdzie nów
zapach migdałów już spowija cię
czy to cyjanek czy orzeszków smak
kredowy puder skrobie krwawą twarz
paznokcie znikły, wypalił je kwas
wszędzie łabędzie i nie ma dokąd iść
niedźwiedzie wyją, bardzo zimno im
mlecz pacierzowy wysechł całkiem już
szpik w kościach zamarzł, został tylko lód
kryształ w mym czole zmienił barwę swą
i gałki oczne zbędne stały się
nim się rozpłynę i odejdę w dal
wywieszę białą flagę, koniec taki sam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz